piątek, 16 kwietnia 2010

Rozdział 2, część 4, odcinek 9

— O kurwa… — szepnęła z niedowierzaniem Mizuki Kitsune — Jak to porwany?! To niemożliwe by ktokolwiek temu podołał!
— Nie wierzę, to jakiś żart?! — krzyknęła po Mizuki Shizuka.
— To nie jest żart. Na dodatek Zanpakutō nie zaprzestają ataków. Trzeba przenieść rannych do baraków 4. Dywizji, tylko te kwatery nie zostały jeszcze zniszczone — stwierdziła Kapitan Unohana delikatnym głosem pełnym rozwagi.
— Zgadzam się — poparł Ukitake.
— Póki jesteśmy tu wszyscy razem, musimy jak najszybciej opracować plan działania — wtrąciła Amaya Hikari, która niczym kot wyłoniła się z ciemności — Myślę, że powinniśmy wysłać część ludzi na poszukiwania Głównodowodzącego, im szybciej tym lepiej. Jako skład wybrałabym minimum czterech kapitanów i sześciu poruczników, oraz większą część oficerów od numeru trzeciego do piątego. Reszta powinna zająć się rannymi
— Zgadzam się z tobą, Amaya. Wyruszę na poszukiwania jako ochotniczka, jeśli nikt nie ma nic przeciwko — zadeklarowała Shizuka. Dręczył ją niepokój, ale dzięki nie mu znalazła w sobie ogromny skład odwagi i chęci do działania.
— Ja również — zawtórowała Kitsune, jak zawsze pewna siebie i zadowolona, że będzie mogła dzięki temu stoczyć walki z innymi Zanpakutō.
— Weźmy w takim razie naszych poruczników do pomocy, Akane pójdę z tobą, jeśli zostaniemy zaatakowani mamy większe szanse i walka będzie krótsza oraz łatwiejsza — odezwał się Tōshirō Hitsugaya swym mroźnym głosem, przez który czerwonowłosa nigdy nie mogła zaprzeczyć.
— Tak jest!
— Dobrze, Kapitanko Mizuki, potrzebujesz pomocy w poszukiwaniach? — zapytał z nutką nadziei w głosie Kyōraku. Mimo trudnej sytuacji Gotei 13, jak widać nadal trzymały się żarty.
— Nie trzeba, poradzę sobie — powiedziała z przekonującym tonem.
Nagle usłyszeli wybuch, zobaczyli palące się budynki Seireitei i niektóre zamrożone.
— Kurwa! Ktoś tam jest! Przecież budynki same się nie zapalają ani nie zamrażają! — powiedziała Kitsune i od razu ruszyła przed siebie używając Shunpo.
Gdy biegła, poczuła czyjąś obecność, odwróciła się za siebie. Postać była malutka i świecąca na żółto, z prawą ręką jak żądło z Shikai Suì-Fēng.
— Uważaj! — powiedziała swoim nieco dziecinnym głosem i niesamowicie szybko ruszyła w Mizuki. Wywróciła się, a na ramieniu miała Znak Pszczelego Kwiatu.
— Ty jesteś Zanpakutō Kapitan Suì-Fēng, Suzumebachi? — spytała.
— Oczywiście. A ty jesteś tą Kitsune, tym nowym kapitanem, prawda? — powiedziała i wymierzyła w jej stronę żądłem i wyruszyła. Mizuki zasłonęła się drugą ręką, przez co zyskała kolejny Znak.
— Ty mała suko! — krzyknęła i wyciągnęła katanę.
Próbowała zaatakować Suzumebachi, jednak nadaremno, jest ona zbyt mała i łatwo robi uniki.
— Nie uda ci się mnie zranić — powiedziała Suzumebachi, która usiadła na ostrzu katany. — Cieszę się, że jestem taka mała. Jestem niezauważalna.
— Nie licząc tego, jak świecisz — oznajmiła zrzucając ją z katany, próbowała ją nadal atakować, jednak bezskutecznie — Mam dosyć! — krzyknęła Kitsune — Bakudō numer 61, Rikujōkōrō! — Suzumebachi została uwięziona w sześciu promieniach — Hadō numer 33, Sōkatsui! — wszystko było wręcz za piękne. Jednak Zanpakutō się uwolniło i natychmiast zaatakowało raniąc twarz Mizuki. Kolejne użądlenie, kolejny Znak.
— Ile jeszcze tego będzie? To już trzecie użądlenie. A gdzie będzie następne? W tym samym miejscu? — rzekła zadowolona.
Zanpakutō leciało w stronę twarzy Kitsune, a ona stała bez ruchu. Milimetr dzielił od użądlenia w to samo miejsce. Nagle na jej ramionach i plecach pojawiło się coś, co przypominało błyskawice.
— Co…? Shunkō…? — powiedziała mrużąc oczy Suzumebachi — Technika Yoruichi Shihōin i Suì-Fēng… — Kitsune milczała. Jednym sprawnym ruchem odcięła żądło Zanpakutō. — Argh… Dlaczego…? — szeptała cicho Suzumebachi i opadła bezwładnie na ziemię.
— Brawo, Kitsune! — Mizuki usłyszała głos Suì-Fēng — Z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakujesz. Jednak nie jesteś tylko pomyłką wśród składu kapitanów — rzekła i od razu zniknęła.

Zgodnie z ustaleniami Shizuka wyruszyła wraz z Kapitanem Hitsugayą. Odrzuciła jednak jego pomysł zabrania poruczników i wysłała ich razem w inną stronę. Biegli spokojnie i równomiernie, mimo tego bardzo szybko. Przez cały czas Akane rozmyślała nad buntem Zanpakutō. Dlaczego tak się stało? Kto za tym stoi? Owszem wiadome było, że niejaki Muramasa, ale kim on był? Czy miał jakiś cel w tym? Przecież nie mogło chodzić o samo porwanie Yamamoto. No i jak to możliwe, że został porwany ktoś o tak ogromnej sile! Nagle przed kapitanami pojawiła się wysoka postać z turkusowymi, długimi włosami. Pierwszy atak postaci ukazał czyim jest Zanpakutō.
— Hyōrinmaru! — Tōshirō zwrócił się do swej katany po imieniu. Ledwo pojawił się jeden przeciwnik, za chwilę dwoje kapitanów wyczuło jeszcze trzy inne reiatsu.
— No proszę… Yuki Dorei, Awa Odori… Kuroi Kisama. Czyżbyście tworzyli teraz team? Heh… — powiedziała z kpiną w głosie Akane — Wybacz kapitanie, ale zostawię Cię samego z twym Zanpakutō.
— Poradzisz sobie z trzema?
— Heh… Oni razem nie mają nawet siły Zanpakutō 6. oficera… To będzie bułka z masłem.
— Nie zapominaj, że nie masz swojego Zanpakutō.
— Nie zapomniałam — skłamała, tak naprawdę czuła się bardzo pewnie w obliczu wrogów, bo liczyła swoją siłę z Jigoku no Hi, którego w tym momencie nie posiadała. Uznała to jednak za dobry sprawdzian umiejętności. Co prawda z takimi „workami treningowymi”, jak sama to określiła, niezbyt mogła przetestować swą siłę, ale bez katany… Mogło być ciekawie. Zaśmiała się tylko i odciągnęła wrogów od miejsca, gdzie miał walczyć Tōshirō z Hyōrinmaru.
— Uciekasz, Iwakurwo!? — krzyknął za czerwonowłosą Yuki Dorei.
— He-he, pewnie się ciebie boi! — droczył się Awa Odori.
— A co on jej może zrobić? — zapytała zaintrygowana Kuroi Kisama niezdająca sobie sprawy z zagrożenia.
— Zatrzymaj się, rudy bananie! — wrzasnął Awa Odori.
Tego Akane nie mogła przełknąć.
— Bo co mi zrobisz? Oblejesz mnie spermą? Też mi groźba!
— Żebyś wiedziała! — odszczeknął i wymierzył w nią kataną, z której wytrysnęła struga nasienia. Niestety, było pod wiatr. Wszystko poleciało na Kuroi Kisamę, która oblizała się ze smakiem.
Shizuka zatrzymała się i zaczęła śmiać. Trójka Zanpakutō była nieźle zdenerwowana. Teraz Yuki Dorei spróbował użyć na niej fałszywej zdolności, aby ją upokorzyć, ale i to nie wyszło. Zapomniał, że ta zdolność lubiła płatać figle. Strzał głupoty oczywiście trafił w białowłosego. Ostatnia nadzieja w Kuroi Kisamie. Uwolniła formę Shikai. którą były seksownie wygięte grabki do liści.
— Chyba ktoś ci grabie powyginał — zakpiła ponownie Shizuka przyglądając się wszystkiemu.
— To wina Satoru… Uderzył w nie przyrodzeniem, a Tsuki się broniła!
— Nie mam pytań… No dobra, to jak? Powalczymy na serio? — sytuacja już ją nudziła.
Zanpakutō otoczyły ją i przygotowały się do ataku, który nastąpił równocześnie. Shizuka wykonała parę zwinnych skoków i obrotów, grabie odbiła swą kataną, niestety nie było w niej już Jigoku no Hi, którego czerwonowłosa omal nie wezwała. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Znudzona skakaniem i odbijaniem mieczy zaczęła wyczekiwać, kiedy Yuki Dorei użyje swych zdolności, on jeden był nadzieją tej zgrai. Nie był zdolny, ale coś tam potrafił i zdecydowanie w tej sytuacji dla Akane był jedynym wyzwaniem. Szybko znokautowała Awa Odori oraz Kuroi Kisamę i zabrała się za białowłosego. Na początek zaatakował lodową klatką. Na szczęście uniknęła więzienia, kilkukrotnie odskakiwała oby uniknąć ponownego ataku. Yuki Dorei był szybszy jako Zanpakutō. Widać było, iż jego właściciel go bardzo ograniczał. Po kilkunastu atakach lodową klatką w końcu dorwał Akane. Nie miała innego wyjścia, musiała użyć Kidō, aby się wydostać, najskuteczniejszym wydało jej się Haien, ale było ono niebezpieczne. Mimo tego zaryzykowała.
— Hadō numer 54, Haien! — wytworzył się dysk fioletowej energii, która doszczętnie zniszczyła klatkę.
— Widzę, że potrafisz coś więcej niż skakać — zaśmiał się białowłosy.
— Ta, jak widać. Mógłbyś walczyć na serio.
— Och, czyli zauważyłaś.
— Kto by nie zauważył… Żałośnie się maskujesz… jak twój właściciel…
Wyraźnie zirytowany zaatakował ogromną lodową falą, po czym zbliżył się do Akane i zaczął atakować lodową tarczą. Wszystko, czego dotykał zamieniało się w lód. Zrobiło się niebezpiecznie. Złapała za swój miecz by móc się osłaniać i z pomocą zaklęcia Kidō zaczęła uderzać w Zanpakutō piorunami. Kilka z nich trafiło prosto w cel. Yuki Dorei nie dał rady się osłonić. Walka chyba go wyczerpała, dyszał mocno i trzymał się na dystans
— Heh, to jeszcze nie koniec Akane. Wygrałaś bitwę, ale wojna wciąż trwa, i to Pan Muramasa ją wygra! — krzyknął, po czym zniknął jej z oczu niczym cień.
Otrząsnęła się.
— Co, kurwa?! — była zirytowana, mimo to zadowolona z siebie, wygrała. Szkoda tylko, że go nie zabiła. — Cholera, musiał uciec. Tchórz! — krzyknęła za nim i usiadła na kamieniu w pobliżu by nieco odpocząć.