niedziela, 24 stycznia 2010

Rozdział 1, część 1, odcinek 1

Rozdział 1: Moon and Summer

Było już dobrze po północy. Gdzieś daleko w gęstym lesie, w ramach treningu, pojedynkowały się dwie Shinigami. Obie utalentowane, obie posiadające Bankai.
— Ha-ha, tylko na tyle cię stać? — zapytała z kpiną jedna.
Długowłosa, fioletowe oczy, duży biust. Przygotowana do ataku uśmiechała się niczym żądna krwi.
— To dopiero początek… — odpowiedziała druga.
Opanowana, skupiona na zadaniu. Czerwonowłosa, drobnej postury, jednak nie odstawała figurą wiele od przeciwniczki. Ubrana w czarny strój fioletowooka z pełną siłą rzuciła się do ataku. Swoimi kosami uderzyła w ostrze broniącej się czerwonowłosej, po czym uwolniła Bankai.
— Amaya!
— Boisz się? Na-tsu-me? — w odpowiedzi otrzymała tylko uśmiech.
Natsume uwolniła także swoje Bankai. Jej kosa opleciona była płomieniami, które zmieniły szybko barwę na niebieską. W błyskawicznym tempie zaatakowała Amayę Hikari. Atak powiódł się. Szybko odskoczyła od rudowłosej na bezpieczną odległość.
— Zobaczymy jak poradzisz sobie z tym. — po chwili Amaya wysłała ogromną ilość pająków w kierunku Natsume.
Płomienie na Zanpakutō czerwonowłosej stały się czarne a ogromna fala wysłana w kierunku pająków zaczęła je spalać
— Ha-ha-ha, nie wygrasz z moimi pająkami, to je najwyżej osłabi, ale nie zabije! …Hę? — pierwszy raz w swoim życiu zobaczyła na żywo czarne płomienie pochłaniające wręcz zastępy pająków.
Widać było iż obie Shinigami były świetnie wyszkolone. Nagle Iwakura dezaktywowała swoje Zanpakutō.
— Co jest? — zapytała zaskoczona Amaya.
— Ktoś idzie.
— Dałabyś już spokój. Po co ukrywasz swoje Bankai?
— Nie ukrywam.
— Więc co robisz?
— Im mniej osób zna jego właściwości tym lepiej.
— Nawet Mizuki nie pokażesz swojego Bankai?
— Jej szczególnie. Zaraz by pół Seireitei o tym wiedziało.
— Całe Seireitei.
— Co tu się dzieje? — zza drzew wyłoniła się postać porucznika 6. Dywizji z Mizuki Kitsune u boku.
— Spacerowałyśmy. — odpowiedziała Hikari.
Na spacer, część lasu, w której się pojedynkowały, nie wyglądała. Raczej na pobojowisko. Renji rozejrzał się z podejrzliwym, lekko zaszokowanym wzrokiem. Już chciał zadać dziewczynom pytanie jednak od uciążliwych pytań uchroniła je Mizuki.
— Dajmy temu spokój i chodźmy na sake.
— Właśnie! Dzisiaj festiwal karaoke! — krzyknęła z szaleńczym uśmiechem Natsume.
— Będziesz występować? — zapytała z wrednym uśmieszkiem Amaya. Bywało to zabawne jak i czasami denerwujące.
— Nie mogłabym przegapić takiej okazji!
— No jasne, w końcu będzie tam twój Tōshirō. — zachichotała Kitsune.
— Ej! — oburzyła się, ale również zaśmiała, Natsume.

Po niewielkim upływie czasu cała czwórka była już w barze, gdzie odbywała się impreza. Zajęli stolik ustawiony przy ścianie blisko sceny. Na niej oraz obok stało sporo sprzętu zabranego z Ziemi — głośniki, mikrofony, odtwarzacze i tym podobne. Zanim rozpoczęło się show, do stolika, przy którym siedziała czwórka Shinigami, dosiadło się jeszcze kilka osób — Shinju Ume, Iwao Hisao, Hiroki Isamu oraz Megumi Mai. Przy stoliku naprzeciwko sceny siedzieli kapitanowie, dalej zaś reszta Shinigami. Bar wypełniony był po brzegi. Barman zaczął się obawiać, że zanim jeszcze impreza na dobre się rozpocznie, zabraknie sake. W końcu rozpoczęto show. Najpierw organizatorka, Rangiku Matsumoto, wygłosiła mowę, później zaś zaprosiła uczestników karaoke do udzielenia występów. Jako pierwsza oczywiście była Natsume. Nikt nie wiedział, co zrobiła, aby być pierwsza, ale wiadome było, że nie stało się to w żaden legalny sposób. Przed przyjściem do baru, Natsume przebrała się w swoim domu i uczesała, dzięki czemu nie było widać po niej śladów walki z Amayą. Czerwonowłosa weszła na scenę spokojnie, z delikatnym uroczym uśmiechem i rozpoczęła występ.
— Dora akakusomeru kokutan no yami
Nomikomareta hoshikuzutachi
Hakanaku furitsumoru hai no yuki. — śpiewała piosenkę “Ash Like Snow” zespołu The Brilliant Green.
Na sali nikt się nie odzywał przez dłuższą chwilę, później zaś zebrani wrócili do rozmów. Natsume ciągle przyglądała się cudem przyciągniętym do knajpy przez Matsumoto kapitanowi 10. Dywizji, Tōshirō Hitsugayi. Podczas występu, na salę wszedł podejrzany osobnik o wątpliwej urodzie — był to Yoshirō Satoru. Przez chwilę przysłuchiwał się śpiewowi Iwakury i za nic na świecie nie mógł zrozumieć, dlaczego ludziom się podobało. Kiedy dziewczyna skończyła śpiewać i usiadła przy stoliku, podszedł do niej.
— Co to ma być! Kobieto ty nie umiesz śpiewać! Aż uszy puchną! Czy ty wiesz jak fałszujesz?! — powiedział oburzony.
— A ty kim w ogóle jesteś, żeby się tak do mnie odzywać?!
— Yoshirō Satoru, do panienki Iwakurwy wiadomości!
— Ten słynny 6. oficer?!
— Zmądrzej, Baka Yaro! — wtrąciła Mizuki śmiejąc się.
Wszyscy siedzący przy stoliku śmiali się już na dobre.
— Nie z tobą rozmawiam! — odszczeknął.
— Mam to w dupie, możesz nawet rozmawiać z Mietkiem żulem, a i tak się wtrącę.
— Morda, Satoru! — odparła Natsu.
— Sama masz mordę i nawet nie umiesz śpiewać!
— A ty nie masz chuja i nawet nie możesz się jebać!
Wyzwiska sypały się dosyć długo, gdy nagle Satoru uderzył trzecią oficer pięścią w policzek — ta zaś mu oddała. Rozpoczęła się szamotanina. Ktoś akurat śpiewał piosenkę szantową „Bijatyka”, co idealnie pasowało do pijących, nieprzerywających bójki Shinigami.
— Znów bijatyka, no i znów bijatyka, no i bijatyka cały dzień. I porąbany dzień i porąbany łeb, razem bracia aż po zmierzch!
Kapitanowie nie interesowali się zbytnio bójką, gdyż kilku poruczników już się tym zajęło. Niestety, także oni i pozostali goście zaczęli się bić między sobą. Nagle Yoshirō rzucił się na Natsume, która wraz z nim wpadła na scenę. Drzwi do baru otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła Tsuki Nabosaki, dzierżąca swą katanę, Kuroi Kisama. Nie trwało to długo, wraz z uderzeniem drzwi o ścianę katana wypadła jej z rąk. Zapadła cisza, bijący się patrzyli na nią ze zdziwieniem, ta zaś zaczerwieniła się i uciekając krzyknęła: „NIE, NIE I NIE! MAM WAS DOŚĆ! IDĘ DO URAHARY! TYLKO ON MNIE ROZUMIE!”. Bijatyka ustała na dobre.
— Heh, no dobra, panie z bobra. Zapraszam do naszego stolika. — Iwakura wskazała miejsce Yoshirō. Sake na szczęście się nie skończyło, a i wściekli punkowie nie ukradli wina.
Ten wieczór był wspaniałym początkiem niezwykłej przyjaźni między Yoshirō a Mizuki i Natsume.
Zanim kapitan Hitsugaya wyszedł z baru, Natsume przysiadła się do jego stolika i rozpoczęła rozmowę. Bajerowaniu nie było końca. Kiedy zabrakło już tematów, zaczęła wypytywać o kolejne misje i robotę papierkową. Postarała się, aby znów nakrzyczał na Matsumoto, która jak zawsze się opierniczała. Nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego wybrali ją na porucznika. Nawet nie ma Bankai jak większość nowych Shinigami o ogromnym potencjale, którzy już je osiągnęli. Można by powiedzieć, że chciała zająć jej stanowisko, co jest stwierdzeniem błędnym — Iwakura była zbyt leniwa, aby bawić się w porucznika. To, że była obowiązkowa i zawsze wykonywała swoją robotę nie zmieniało postaci rzeczy, wolała mieć więcej czasu dla siebie. W końcu umilkła. Bycie bezpośrednią i natrętną wręcz nie działało, kiedy rozmawiała ze swoim kapitanem.

Zbliżała się siódma rano. Powoli zebrani w knajpie Shinigami wracali do domów. Natsume zaś odprowadzała swojego kapitana. Tego ranka Seireitei było pokryte mgłą, a temperatura była dosyć niska.
W tym samym czasie odprowadzająca kapitana Hitsugayę Natsume przerwała towarzyszącą im ciszę.
— Lubię taką pogodę. Mogłoby być nieco cieplej, ale i tak jest przyjemnie.
— Nadal jest zbyt ciepło. — odpowiedział dziewczynie białowłosy.
— Kapitanie…
— Tak?
— Czy jesteś przeziębiony?
— Dlaczego pytasz?
— Powiedziałeś, że jest zbyt ciepło. Może się przeziębiłeś. Ktokolwiek inny powiedziałby, że jest mu zimno.
— Po prostu nie lubię ciepła. — tutaj rozmowa się zakończyła.
Iwakura pożegnała się z kapitanem i wróciła do swojego domu.